aaa4 |
Wysłany: Pon 11:01, 24 Wrz 2018 Temat postu: 987 |
|
-Zabraniam jej czytac!
Czy to byl glos Capricorna? Uciekajac przed Sroka, Meggie dotknela stopa krawedzi podestu i o malo nie spadla. A Da-474
riusz spogladal na nia oslupialy, wciaz trzymajac szkatule w rekach. I nagle - majestatycznym ruchem, jakby mial mnostwo czasu - postawil szkatule i zaszedlszy Sroke od tylu, oplotl ja chudymi rekoma. I juz jej nie puscil, choc sie szarpala i zlorzeczyla. Meggie czytala dalej, utkwiwszy wzrok w Cieniu. A on stal i patrzyl na nia. I rzeczywiscie nie mial twarzy, ale mial oczy, straszliwe oczy, czerwone jak luna miedzy domami, jak zar ukrytego ognia.
-Zabierzcie jej ksiazke! - wrzasnal Capricorn.
Podniosl sie z fotela i stal pochylony do przodu, jakby sie bal, ze nogi odmowia mu posluszenstwa,
jesli zrobi choc krok vacu warszawa
-Zabierzcie jej!
Ale nikt z pozostalej na lawkach publiki nie ruszyl sie, zaden z mezczyzn i zadna z kobiet nie przyszli mu z pomoca. Wszyscy patrzyli na Cienia, ktory stal nieruchomo, wsluchujac sie w glos Meggie, jakby mu opowiadala dawno zapomniana historie.
-Tak, Cien chcial sie zemscic - czytala dalej Meggie.
Och, gdyby tylko glos jej tak nie drzal, ale nielatwo jest zabijac, nawet jesli ktos inny robi to za ciebie.
-Podszedl wiec do swojego pana i wyciagnal do niego szare jak popiol rece...
Jak bezszelestnie posuwala sie ta potezna straszna postac!
Meggie wpatrywala sie w kolejne zdanie na kartce Fenoglia: A Capncorn upadl na twarz i jego czarne serce przestalo bic... Nie mogla tego wypowiedziec, po prostu nie mogla. Wszystko na nic.
Wtedy ktos nagle stanal za nia, nawet nie zauwazyla, jak wchodzil na estrade. A obok niego stal Farid. Trzymal strzelbe wycelowana w lawki - ale nikt sie nie poruszyl. Nikt nie kiwnal palcem, by ratowac Capricorna. A Mo wyjal ksiazke z rak Meggie, przebiegl oczami nowe, dodane linijki i mocnym, pewnym glosem przeczytal do konca to, co napisal Fenoglio: -A Capricom upadl na twarz i jego czarne serce przestalo bic, i wszyscy, ktorzy wraz z nim podpalali i mordowali, znikneli -jak popiol rozwiany przez wiatr. 57 To tytko opuszczona
W ksiazkach spotykam umarlych, jakby byli zywi, w ksiazkach widze rzeczy przyszle. Wszystkie
rzeczy niszczeja i ganbanyouku
wraz z czasem; a wszelka slawa bylaby skazana na zapomnienie,
gdyby Bog nie dal Smiertelnym do pomocy ksiazki.
Richard de Bury, Philobiblon cytowane za: Alber |
|